Zdecydowanym zwycięstwem Roberta Karasia zakończyły się prestiżowe zawody w ultra triathlonie. Polak od początku narzucił bardzo ostre tempo, przepłynął 7,6 km, przejechał rowerem 360 km i przebiegł 84,4 km. Występ na tak morderczym dystansie zajął mu dokładnie 19 godzin, 44 minuty i 42 sekundy, co jest nowym rekordem świata. Dość powiedzieć, że drugi - Estończyk Raite Ratasepp linię mety minął dopiero 29 minut po elblążaninie. Przeprowadziliśmy krótki wywiad z naszym bohaterem. Zapraszamy do lektury.
Maciej Mikołajczyk: Na początek wielkie gratulacje. W sobotę ustanowiłeś rekord świata na podwójnym dystansie Ironmana. Jak wspominasz te zawody? Jak wielkie znaczenie będzie dla Ciebie miała teraz data 10 czerwca 2017?
Robert Karaś: Zawody wspominam bardzo dobrze, głównie ze względu na niesamowitą atmosferę oraz fantastyczną organizację. Pomimo dużego wysiłku był to dla mnie jeden z najprzyjemniejszych wyścigów w karierze. 10 czerwca 2017 roku będzie miał dla mnie teraz ogromne znaczenie. W tym dniu to co dla wielu jest niemożliwe, dla mnie stało się rzeczywistością. Na chwilę obecną jest to dla mnie najważniejsza wygrana w karierze, a także spełnienie jednego z marzeń.
Pływanie 7,6 km - 1:47:30, Rower 360 km - 10:33:45, Bieg 84,4 km - 7:23:28. Takie wyniki robią piorunujące wrażenie. Z jakiej konkurencji jesteś z siebie najbardziej zadowolony, a w której czujesz, że mógłbyś wypaść jeszcze lepiej?
Tak naprawdę z każdej konkurencji jestem zadowolony. Zrealizowałem w stu procentach plan , który ustaliłem przed wyścigiem. Może poza końcowymi kilometrami na biegu ,ale dokuczały mi skurcze podczas wydłużania kroku i przez to musiałem trochę zwolnić. Średnia prędkość, którą osiągnąłem na rowerze nie jest piorunująca, ale nie to było dla mnie najważniejsze. Skupiałem się głównie na generowaniu zaplanowanej przed startem mocy podczas 360-kilometrowej jazdy. Trasa kolarska (pętle 4,75 km) nie pozwoliła mi na osiągnięcie większych prędkości przez liczne zakręty oraz nawroty o 180 stopni, na których musiałem wyhamować rower do bardzo małej szybkości i tak 76 razy.
Pływanie w Emsdetten odbywało się na basenie. Czy to Ci pomogło, czy jednak preferujesz zawody na otwartych akwenach?
Zdecydowanie wolę pływać na otwartym akwenie. Czuję się tam naprawdę pewny siebie i swoich umiejętności. W Emsdetten woda w basenie miała aż 28 stopni. Mimo dość wysokiej temperatury wody start w piance był dozwolony. Wszyscy zawodnicy chętnie skorzystali z tego przywileju, gdyż płynięcie w piance pozwala zyskać kilka sekund na każde 100 metrów, co przy takim dystansie ma duże znaczenie. W takich warunkach należało też trzymać odpowiednie tempo, aby nie przegrzać organizmu.
Jak wyglądał twój ostatni dzień przed zawodami? Czym wspomagałeś się żywieniowo przed zmaganiami na tak morderczym dystansie?
Starałem się, aby wyglądał on tak jak każdy inny, chodź nie będę ukrywał, że stres robił swoje. Najważniejszy dla mnie był tego dnia odpoczynek, natomiast odpowiednie do tego dystansu żywienie rozpocząłem już na dwa tygodnie przed startem. Przez ten czas współpracowałem z dietetykiem, który ustalił mi posiłki także podczas samego wyścigu. Przy tak długich dystansach zaraz po odpowiednich treningach ma to kluczowe znaczenie. Przez ostatnie dwa tygodnie jadłem trzy razy dziennie kaszę jaglaną. Na śniadanie i kolację z owocami, zaś na obiad z wołowiną i warzywami. W sumie spożyłem 42 posiłki z kaszą w ciągu ostatnich 14 dni. Myślę, że to sprawiło, że w dniu startu miałem tyle energii.
W maju triumfowałeś w mistrzostwach Katalonii na dystansie o połowę krótszym od rywalizacji w Niemczech. Jak porównałbyś te zawody?
Szczerze mówiąc, to nie pokusiłbym się o porównywanie tych zawodów nie tylko ze względu na dystans, ale i towarzyszące tym startom emocje. Występ w podwójnym ironmanie był dla mnie zupełną nowością, natomiast start w Katalonii odbywał się na moim koronnym dystansie.
Więcej na temat sportowych przygód Roberta Karasia przeczytasz na jego fanpage’u.