Krystian Herba: Jestem uzależniony od sportu

Krystian Herba to prawdziwy zdobywca drapaczy chmur. Zapraszamy do wywiadu z niesamowitym człowiekiem, który nie rozstaje się z rowerem.

Foto: Patryk Ogorzałek

Maciej Mikołajczyk: Są różne rodzaje kolarstwa. Szosowe, torowe, górskie. Czemu wybrałeś akurat trial?

Krystian Herba: Moja przygoda z trialem zaczęła się właśnie od kolarstwa górskiego. Razem z braćmi startowaliśmy w różnych zawodach na Podkarpaciu, ale nie ukrywam, że "normalne" pedałowanie nie było moją najmocniejszą stroną. Te początki to lata 90' i wtedy każdy w Rzeszowie próbował podstawowych elementów trialu, takich jak stójka, czy skakanie na jednym kole. Ja tych elementów uczyłem się dużo szybciej niż moi bracia i koledzy. Po jakimś czasie zmontowałem sobie pierwszy rower do trialu i zwykły MTB poszedł w odstawkę.

W 2009 roku Polska usłyszała o Tobie dzięki występowi w „Mam Talent”. Sam wpadłeś na pomysł, by wziąć udział w tym programie?

Pomysł, aby wziąć udział w „Mam Talent” był mój i wpadłem na niego, oglądając pierwszą edycję tego programu. Chciałem wypromować w telewizji to, co robię i osiągnąłem swój cel.

Do twoich hobbystycznych zajęć należy windsurfing, wspinaczka i snowboard. Jesteś uzależniony od adrenaliny?

Przede wszystkim jestem uzależniony od sportu. Treningi są od prawie trzydziestu lat nieodłączną częścią mojego życia. Uwielbiam ćwiczyć i podejmować kolejne sportowe wyzwania. Ostatnio rozważam pobicie rekordu Guinnessa w ilości podciągnięć na drążku w ciągu doby. Chcę się na nim podciągnąć 6000 razy i wiem, że to jest w moim zasięgu. Najważniejszy jest jednak rower i przygotowania do tego rekordu będę musiał dopasować do kalendarza „rowerowego”.

Startowałeś w najróżniejszych zawodach przez ponad dziesięć lat. Kiedy postanowiłeś, że będziesz jednak zdobywał budynki?

Po dziesięciu latach startów szukałem nowego sportowego wyzwania. Nie planowałem zdobywać budynków, a jedynie zdobyć Pałac Kultury w Warszawie. Myślałem o tym bardzo długo i dopiero w 2009 roku udało mi się ten cel zrealizować. Jak już się udało, to pomyślałem o kolejnym, nieco wyższym budynku, później następnym i tak dotarłem do najwyższych budynków na świecie.

Foto: Krystian Herba

Jakie to uczucie być wielokrotnym rekordzistą Guinnessa?

Przyjemne. Każdy rekord to miesiące planowania przygotowań treningów. Moment, kiedy jestem w końcu na szczycie budynku, to ogromna ulga, a zarazem swego rodzaju euforia, że wreszcie udało się to zakończyć sukcesem, niemniej jednak każde kolejne wyzwanie niesie za sobą inne trudności i poprzednie osiągnięcia nie mają wówczas żadnego znaczenia.

Z jakiego wyczynu jesteś najbardziej dumny?

Nie mam szczególnie ulubionego. Na pewno są takie, które wspominam bardziej pozytywnie, jak np. rekord w Atomium w Brukseli w ilości schodów pokonanych w ciągu minuty oraz zdobycie Taipei 101 na Tajwanie, czy SWFC w Chinach (w obydwu pobijałem rekord Guinnessa), gdzie wszystko było super, ale były też takie, w których nie było tak kolorowo. W Dubaju trzy dni czekałem na rowery, nie mając pewności czy dotrą, zaś w Chicago dwa dni przed biciem rekordu cała impreza wisiała na włosku, ale najważniejsze jest to, że zawsze się udaje.

Kolarstwo miejskie pozostaje w cieniu jazdy na szosie. Masz pomysł na jego popularyzację w naszym kraju?

Myślę, że gdyby zająłby się tym Czesław Lang, to po pierwszym sezonie pewnie byłoby popularne. Jak w każdej dyscyplinie, tak i tu potrzebny jest tu przynajmniej jeden człowiek, który będzie miał pomysł i kontakty, które pomogą ten pomysł zrealizować. Nie ma tu prostego przepisu, który powiedziałby, jak to zrobić. Na pewno trasy muszą być widowiskowe, imprezy powinny mieć dobrą oprawę w postaci osób lub osoby do prowadzenia tych eventów i ludzie, którzy będą kibicować również muszą mieć szansę, żeby coś wygrać, a wtedy jest szansa, że się uda.

Jak wygląda trening Krystiana Herby? Ile czasu spędzasz na siłowni?

Na siłowni nie spędzam czasu, a raczej na treningach Cross Fit. Rower to przede wszystkim skakanie po schodach. Te ćwiczenia są raczej monotonne, ale potrafią nieźle sponiewierać. Dodatkowo trenuję w domu podciąganie na drążku, robiąc na ogół 400-600 podciągnięć na każdym treningu.

Jesteś nauczycielem w szkole w Rzeszowie. Potrafisz zmobilizować młodzież do fizycznego wysiłku?

Potrafię. Od września pracuję w innej niż dotychczas szkole. Kiedy zaczynałem w niej pracę, uczniowie przynosili mi na każdej lekcji 3-4 zwolnienia od rodziców. Po dwóch miesiącach liczba zwolnień spadła do 3-4, ale w skali miesiąca. W zasadzie na każdych zajęciach ćwiczą wszyscy, mimo, iż moje lekcje do najlżejszych nie należą. Postępy moich uczniów cieszą mnie tak samo, jak moje własne.

Foto: Patryk Ogorzałek

Czy w swoim mieście ludzie rozpoznają Ciebie na ulicy? Czujesz się popularny?

Zdarza się, że podchodzi do mnie ktoś na ulicy, prosząc o zdjęcie, czy autograf, ale na szczęście bez roweru i kasku na głowie nie jestem tak bardzo rozpoznawalny. Po „Mam Talent” w zasadzie nie mogłem ćwiczyć, ponieważ ciągle ktoś zaczepiał mnie podczas treningów. Teraz jest już spokojniej. Nauczyłem się również wybierać miejsca, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi i można trenować bez przeszkód, niemniej jednak spotkania z kibicami są zawsze bardzo miłe.

Dziękuję za rozmowę.