Niedawno w nasze ręce wpadł topowy ścieżkowiec marki Specialized Bicycles – model S-Works Camber 29. Podczas naszej pierwszej randki w Świerdowie Zdrój wybraliśmy się na pierwsze testy maszyny. Teraz nadszedł czas, aby podsumować pracę inżynierów z czerwonego „S”.
Ludzie stojący za tą maszyną (za bagatela 36 tysięcy złotych) nie mieli związanych rąk budżetem, więc na starcie spodziewaliśmy się braku kompromisów w kluczowych parametrach. Jak trzyma się trasy w zakrętach i na nierównościach? Jak pracuje zawieszenie w różnych ustawieniach? Czy jest skoczny? Jak radzi sobie z podjeżdżaniem? No i czy prowadzenie i ogólne wrażenie wyjdzie na plus?
Jak poszło Camberowi? Tego dowiecie z poniższego tekstu.
Wizual
Zaczniemy od najbardziej pragmatycznej cechy - wyglądu. W końcu właśnie zamiast auta z salonu wybraliśmy rower, więc raczej większość użytkowników wolałaby, żeby nie wyglądał jak kanciasty kasztan. My się nie zawiedliśmy. Smukłe linie, które są charakterystyczne dla komponentów S-Works oraz łagodna kolorystyka grafitowo-limonkowa robią przysłowiową robotę.
Specialized Camber zbudowany jest na karbonowej ramie, którą stworzono przez sprytne połączenie przedniego trójkąta z osławionym już tylnym trójkątem w technologii FSR. Ma to na celu usztywnienie tylnego trójkąta, przy równoczesnym zachowaniu plastyczności przedniej części roweru. Brzmi jak marketingowy bełkot? Po przejechaniu kilku szlaków o bardzo zróżnicowanym podłożu możemy śmiało powiedzieć, że to jedno z lepszych połączeń sztywności, jakiej spodziewalibyśmy się po rowerze do XC, z gibkością malutkiej freeridówki, czy jak to się ostatnio przyjęło... „endurówki”. Sam osprzęt obejmuje 12-biegową przerzutkę SRAM XX1 z grupy Eagle, hamulce Shimano XTR oraz pełne zawieszenie od FOX'a. Jeżeli jesteście ciekawi wszystkich podzespołów to odsyłamy do linku tutaj.
Na szlaku
Jazda na Camberze to zabawa. Jeżeli pamiętacie ten moment, kiedy po raz pierwszy wsiedliście na rower, który już nie był typowym „marketem”, to jest właśnie to uczucie. Zwinna, lekka i szybka bestia. Mimo, że nasi redaktorzy preferują szybką jazdę w dół szlaków, to za sprawą Eagle’a i usztywnionego zawieszenia z sagiem na poziomie 25% podjeżdżanie szło tak sprawie, że dało się je prawie polubić. Jednak dopiero jadąc w dół da się zrozumieć, po co się wydaje tyle pieniędzy na rower.
Rower otrzymaliśmy w wersji "prosto z kartonu", więc jedyne zmiany jakie wprowadziliśmy, to regulacja zawieszenia i wsadzenie płaskich pedałów. Maszyna już po pierwszej godzinie prowadziła się już jak ta, na której przesiedzieliśmy ostatnich kilka sezonów. Szok to mało powiedziane, bo nie oszukujmy się, ustawić rower pod siebie to naprawdę nie jest bułka z masłem - zwłaszcza kiedy trzeba go przetestować pod różnymi kątami. Mimo 29 calowych kół ładowanie się w zakręty, czy wyrywanie do manuali na muldach nie sprawiało żadnych problemów, a prędkość nawijała się sama na opony. Zaowocowało to nawet glebą naszej modelki, która zachwycona sprawnością swojej maszyny nie zauważyła pieńka ukrytego w wysokiej trawie na zakręcie. Efektowny „scrub” zakończył się klasycznym OTB (over the bar -> fikołek przez kierownicę) i „żyję, żyję- nic mi nie jest”. Kilka minut śmiechu i ustawiania kierownicy, chwilę później byliśmy ponownie na trasie.
Na finiszu
Wygoda jazdy na Camberze jest wyjątkowo wysoka. Wszystko dzięki przemyślanej - wąskiej (750mm) - kierownicy i półmiękkim gripom. Nie mieliśmy problemów z garbieniem się nad kierownicą oraz żaden z testerów nie odczuł „rzucania na kierownicę” podczas zjazdów. Niestety sztyca marki Specialized okazała się w naszym przypadku niewypałem ze względu na siłę wypchnięcia siodełka do góry. Nie wiemy, czy znajomi Czesi nabili ją kompresorem, ale pierwsza próba podwyższenia siodełka skończyła się skakaniem na piętach i głośnym przypominaniem sobie wyrazów popularnie uważanych za wulgarne... Później kontrowanie kolanem siodełka już umożliwiało płynną regulację w trakcie jazdy. Ale niesmak, a raczej ból, pozostał...