Najnowszy element kolekcji amerykańskiego ODI może być wisienką na torcie w każdej zjazdowej maszynie. W końcu został zaprojektowany pod okiem wielokrotnego zwycięzcy Pucharu Świata - Aarona Gwina (stąd AG w nazwie). Swój nowy produkt znana marka reklamuje hasłem "zaprojektowane dla zawodników, przez zawodników" i umieszcza na pozycji najlepszego chwytu do DH w swojej ofercie.
Już po pierwszym "chwytnięciu" zauważyłem, że grip jest bardzo cienki. AG-1 w swoim najwęższym przecięciu maja tylko 28mm średnicy. Pokryte są miękką gumą w diamentowym wzorze, dobrze znanym z gripów marki Renthal lub Ruffianów MX. Na powierzchni znajdziemy cztery strategicznie położone przecięcia, które zwiększają przyczepność dłoni w mokrych warunkach. Nowe ODI mocujemy na kierownicy używając tylko jednej śrubki (po wewnętrznej stronie kokpitu). Po zewnętrznej stronie spotkamy eleganckie zakończenie gripa (bar-end połączony z gripem). Dzięki takiemu rozwiązaniu wyeliminowano problem z odpadającym kapslem. Cały bar-end jest wykonany z wytrzymałego aluminium i pokryty plastikiem z logo producenta. To bardzo dobry patent, dla którego warto dopłacić parę złotych.
Gripy dostępne są w czterech wersjach kolorystycznych. Cena za taki „chywytliwy” rarytas to 129zł.
Co do wrażeń z jazdy…
Jak wspomniałem: gripy są bardzo cieniutkie, co dla mnie jest sporym plusem. Jestem fanem tego typu rozwiązań i od niepamiętnych czasów jeżdżę na klasycznych Ruffian'ach MX. Oczywiście, obwód chwytów jest osobistym upodobaniem, ale ten model powinien przypaść do gustu nawet fanom totalnie odmiennej koncepcji – komfort ponad wszystko!
Na trasie byłem zdziwiony, jak po zamontowaniu ODI powiększyła się moja kontrola nad rowerem. Odkryłem dużo lepsze czucie maszyny. Drugim zaskoczeniem był stan moich dłoni po pięciu dniach intensywnej jazdy. Jako że spotykam się z dwoma kołami prawie na każdego dnia, to mam zawsze stwardniałe wewnętrzne części dłoni. Teraz jednak sprawy miały się gorzej… pojawiły się wielkie bąble, które zagościły na moich rękach przez parę dobrych tygodni.
Ostatecznie jednak stwierdziłem, że gripy dały mi to, do czego służą - lepszą kontrolę nad rowerem. Za ten komfort zapłaciłem wysoką cenę w postaci zniszczonych dłoni. Ale nie był to dla mnie negatywny czynnik. Chwyty mogę polecić zawodnikom DH, którzy używają chwytu krótko, aczkolwiek intensywnie. I co za tym idzie - odradziłbym je osobom, które są na rowerze bez przerwy. Bikepark'owe szczury czy zawodnicy enduro nie będą zadowoleni.
AG-1 nie zdetronizuje króla gripów lock-on - Ruffiana MX, jednak jest dobrą alternatywą dla osób ceniących kontrolę nad rowerem. No cóż, coś za coś.
Zdjęcia: