Jak spędziliście ubiegły weekend? Wypalaliście kolejne setki kalorii w terenie? Czy może wręcz przeciwnie – dokładaliście wszelkich starań, by grillowane rarytasy wskoczyły do magazynu energii znajdującego się gdzieś w okolicach pępka? A może jeszcze inaczej, bo na przykład trafiliście do Wisły, żeby obserwować Mistrzostwa Europy w Zjeździe, które (bez żadnego słodzenia) były imprezą na światowym poziomie?
Jeśli postawiliście swoje stopy na ośce Adama Małysza, to pewnie byliście świadkami tego, co działo się na górze Stożek. A działo się sporo, bo wielu ludzi, ba, nawet dziesiątek ludzi, dołożyło wszelkich starań, by tak właśnie się stało. Nawet wyjątkowo kapryśna Matka Natura, która bardzo nie lubi downhillu, tym razem łaskawie przesunęła deszczowe chmury gdzieś za granicę. No dobra, ale od początku, pogadajmy o bohaterach tego show.

Foto: Piotr Staroń
Tomek Gagat i jego ekipa – no tak, trzeba zacząć od organizatora tego całego zamieszania. To, że Gagat wie, jak grać w te grę, wiemy już od dawna, bo to nie pierwsza jego impreza i nie pierwsze ME w Polsce. Ale nie o tych laurach. Tomek to piękny przykład tego, jak ta zardzewiała kolarska machina może działać, kiedy pasibrzuchy z PZKOLU siedzą za biurkami, a w terenie jest gość, który jak nikt inny zna reala ścigania i zawodniczego życia. Wie, jak ma wyglądać infrastruktura, funkcjonowanie biura i trasa zawodów na takim poziomie. Marzymy o tym, by w najbliższych latach kolarska partia wypełniała się właśnie takimi ludźmi.
Sławek Łukasik i Wojtek Czermak – polski duet zrobił robotę sale levitra. I o ile sukces Sławka nie był dla nas wielkim zaskoczeniem (choć droga po złoto była bardzo kręta), to jednak wielki szacun należy się Czermakowi. W końcu zeszłoroczny Mistrz Polski w rankingach ustępował miejsca takim zawodnikom jak Fischbach, Pekol, Gruber, Trummer czy Zabjek. A tu psikus, dwóch Polaków na podium Mistrzostw Europy. Warto też dodać, że trzeci z Polaków – Arur Hryszko – był dopiero 25. Obczajcie więc, jaka jest przepaść pomiędzy duetem Łukasik & Czermak, a resztą polskiej elity. Chłopaki, dobra robota, mamy nadzieję, że tęgie głowy z wypchanymi portfelami to docenią.
Bohaterowie drugiego, TFU, pierwszego planu - było ich kilku – i co ciekawsze… głównie młodocianych. W Juniorach 7. miejsce zajął Sebastian Macura, który już kilka razy udowodnił, że za kilka lat w elicie zrobi pogrom. Drugi to Kriss Kaczmarczyk, który w kategorii U17 wyjechał drugą lokatę! Świetnie w swoich kategoriach pojechali też: Artur Miśkiewicz, Rafał Wiszniewski, Łukasz Wojtas i Filip Rawicki. Najlepsza z kobiet była Ela Figura, która zakończyła zawody na 6. pozycji.

Foto: Piotr Staroń
I teraz pora na puentę...
Od kilku miesięcy mówi się, że downhill ledwo zipie, a ta agonia zakończy się nieuniknioną śmiercią. Po tym, co stało się w Wiśle, bez wahania można przyjąć tę tezę z cynicznym uśmiechem. Mamy świetnych zawodników elity, którzy potrafią skopać tyłki zachodnim „fifarafom”. Mamy młode pokolenie, które czuje klimat i potrafi się ścigać. Mamy fajne góry, potrafimy zadbać o trasy i zrobić konkretną imprezę. A że jakiś odsetek zamienił zjazdówki na enduro? To po prostu naturalna selekcja, która może i zmniejszyła grupę fanatyków zjazdu, ale przy okazji zwiększyła jej „szlachetność”. Teraz mamy oddział konkretnych zjazdowców, co zresztą widać po wynikach.