Gwin znów dokonał niemożliwego

Aaron Gwin to zjazdowiec, który przebojem wdarł się do światowej czołówki downhillu i zapisał na kartach rowerowej historii. Kwestią nie był jedynie wielki talent, ale także umiejętność dokonywania istnych cudów. Zwycięstwo bez łańcucha, podium bez opony... a teraz ryzykowny przejazd na MSA.

Aaron Gwin w drodze po spektakularne zwycięstwo. Foto: Bartek Woliński / Red Bull Content Pool

Sobotnie zawody Pucharu Świata UCI DH rozegrano na Mont-Sainte-Anne. Kanadyjska trasa to klasyka gatunku i ikona zjazdowej kultury. Nikogo więc nie dziwi fakt, że UCI wybrało ją do ramówki sezonu już 27 raz.

Po wyścigu damskiej elity zjechało zaledwie kilku zawodników ze stawki mężczyzn i zaczął się pogodowy armageddon. Lało jak z cebra. Wszystkie rock gardeny i korzenie momentalnie zamieniły się w lodowiska, a gliniane elementy na otwartych odcinkach były niesamowicie zdradliwe. Zawodnicy musieli podjąć kluczową decyzję dotyczącą zmiany opon. Ci, którzy zostali na uniwersalnych, mieli łatwiej na mokrych kamieniach, ale trudniej na gliniastych, otwartych sekcjach. Natomiast na "wetach" można było pewniej pokonywać błotniste odcinki, sporo ryzykując na korzeniach i rock gardenach. Wielu z riderów stawiało wszystko na jedną kartę i obierało brawurowe linie przejazdu.

Największym szczęściarzem zawodów okazał się Dean Lucas, który jako jeden z ostatnich zaliczył przejazd po suchej trasie. To dało mu olbrzymią przewagę. Żaden z czołowych zawodników nie sprostał zadaniu, by na piekielnie szybkiej, trudnej i śliskiej trasie wykręcić lepszy czas od Australijczyka z ekipy Intense'a. Ostatnie słowo należało do Aarona Gwina - człowieka, który słynie z zamiłowania do realizowania zadań specjalnych. Także i tym razem nie było inaczej... [przejazd poniżej].

Transmisje pozostałych wyścigów na MSA znajdziesz na stronie Red Bull TV. Pełne wyniki rywalizacji dostępne są na stronie UCI.