Kolarstwo górskie nie jest łatwym i bezpiecznym sportem. Praktycznie każdego roku los zbiera srogie żniwo. Nikt jednak nie spodziewał się, że śmierć może dotknąć także jednego z najlepszych freeriderów na świecie. I chociaż bardzo nie chcemy tego napisać, to musimy - Kelly McGarry nie żyje.
Do samego południa (polskiego czasu) nie było wiadomo, co dokładnie stało się w Queenstown. Pierwsze komentarze dotyczące śmierci freeridera z Nowej Zelandii pojawiły się pod jego ostatnim zdjęciem na instagramie. Kilka godzin później oficjalnie poinformowały o tym największe portale rowerowe świata i marka YT Industries, dla której jeździł Kelly McGarry. Obojętności nie można zarzucić także innym topowym riderom, którzy postowali na swoich fanpage'ach o śmierci wielkiego, pozytywnego człowieka i ikony dzikiego freeride’u. Niestety, to był sygnał i potwierdzenie, że pierwsze plotki nie są tylko głupim żartem, albo nieporozumieniem...
W oficjalnym komunikacie możemy przeczytać, że doszło do wypadku i zatrzymania akcji serca. Pomimo wielu prób i usiłowań medyków nie udało się uratować zawodnika. To przewrotne – w końcu McGazza nieraz wychodził cało z wielu rowerowych opresji – m.in. słynnej gleby podczas Red Bull Rampage, w której dosłownie zmiażdżył koła w swoim rowerze, albo srogiego upadku na schody podczas imprezy rowerowej w Chinach (film poniżej). Nowozelandczyk znał smak ryzyka i popękanych kości, który jest nieodłączym elementem zawodowego uprawiania ekstremalnego sportu. Tym razem konsekwencje upadku w bike parku okazały się najgroźniejsze i najbardziej destrukcyjne dla jego zdrowia.
Dzień 1 lutego 2016 przejdzie do historii jako czarny poniedziałek. To wielka strata nie tylko dla zawodowej sceny freeride i slopestyle, ale także całej kultury mtb. W końcu zaledwie 33-letni Nowozelandczyk od wielu lat uznawany był za jedną z najzdolniejszych i najbardziej pozytywnych osób w branży. Był także rewelacyjną wizytówką tego, co nazywane jest nowozelandzkim luzem. Niestety los jest bezlitosny. Pewne jest jednak, że Kelly McGarry kochał freeride, więc ostatnie chwile życia spędził realizując swoją największą pasję.
Kelly - Ride in peace.