Polacy na Cape Epic

Przedstawiamy Wam dwóch gości, którzy ponad rok temu postanowili wystartować w najbardziej prestiżowej etapówce na świecie - Cape Epic i dopieli swego. Oto Jacek Skowroński i Tomasz Majcher - dwaj polacy, którzy już za kilka dni polecą do Afryki, aby zmierzyć się z innymi riderami, pogodą oraz niezwykle wymagającą fizycznie trasą wyścigu. Oto krótki wywiad jakego udzielili nam przed wyjazdem.

Powiedzcie krótko czym zajmujecie się zawodowo oraz jak zaczęła sie wasza przygoda z rowerem górskim.

Jacek Skowroński: Jeżdżę od prawie dwudziestu lat. Moja przygoda z rowerami zaczęła się dość spontanicznie. Szukałem środka transportu i padło na rower – chwilę później usłyszałem od kogoś, że organizowane są egzotyczne imprezy o nazwie „maraton rowerowy”. Mój pierwszy wyścig - to był bodajże 2000 rok i maraton w Bydgoszczy organizowany przez Grześka Golonkę. Jechałem wtedy na jedynym rowerze, jaki miałem - czyli trekkingowym Wheelerze o 28 calowych kołach.
Przez kilka lat regularnie startowałem w maratonach w całej Polsce. Jakieś 6-7 lat temu przerzuciłem się na szosę i triathlon – szczególnie ten na długim dystansie. Mam zaliczone 5 dystansów Iron – w tym naprawdę prestiżowy Swissman. Od 8 lat współorganizuję ekipę rowerową i triathlonową w naszej firmie – Hewlett Packard Enterprise Sport.

Tomek Majcher:  W zasadzie na rowerze jeżdżę od dziecka ale przygoda z rowerami tak trochę bardziej na poważnie rozpoczęła się od startu w maratonie w Dziegielowie k. Cieszyna w 2010r na dystansie 30km. Zdecydowałem się na ten akurat wyścig, gdyż zawsze przyciągały mnie góry. To w połączeniu z rowerem i rywalizacją był mój poziom adrenaliny. Pech chciał, że na dzień przed zawodami spadł deszcz i trasa zrobiła się bardzo błotnista i wymagająca sporych umiejętności technicznych, których ja oczywiście nie miałem wcale. Do dzisiaj nie mam pojęcia jak udało mi się pokonać niebywale zmęczenie i dojechać na metę.
Rower Gary Fisher, na którym wówczas startowałem, był w opłakanym stanie z powodu licznych wywrotek i paru spotkań z drzewami, i kompletnie nie nadawał się do jazdy. Jednak po przyjeździe do domu postanowiłem, że wystartuję w zawodach jeszcze raz a potem kolejnych no i się zaczęło...
Obecnie pasjonuję się stratami w wyścigach etapowych - takimi jak np. Beskidy Trophy czy Sudety Challege.

12744364_946861052061802_7546925318827197224_n-1

Skąd pomysł na start w tak egzotycznym wyścigu?

Udział w Cape Epic to było dla nas marzenie odkąd zaczęliśmy ścigać się na rowerach. Ten wyścig to legenda i chyba nie ma nikogo, kto interesuje się kolarstwem górskim, kto by o nim nie słyszał. Kiedy Tomek w ubiegłym roku spytał się czy nie spróbowalibyśmy – decyzja zapadła natychmiast.

Ile trwały przygotowania projektu i z jakimi kosztami się to wiąże?

Zapisy na każdą edycję ruszają w momencie, kiedy kończy się poprzednia. Te kilkaset miejsc wyprzedaje się w parę sekund. Decyzję podjęliśmy gdzieś w styczniu 2015 i od momentu otrzymania potwierdzenia, że mamy miejsce na liście, rozpoczęliśmy przygotowania. Obejmowały one poszukiwanie wsparcia finansowego i trening.

Co do finansów to dżentelmeni nie mówią o pieniądzach, ale bez zdradzania szczegółów koszt na osobę to ok 10 000 euro.

Jak wygląda wasze przygotowanie fizyczne? Czy macie trenera który was prowadzi czy sami przygotowujecie się "na nosa"?

Współpracujemy z Michałem Bogdziewiczem z Bike Academy. On przygotowuje dla nas treningi i rozlicza z wykonanej pracy. Staramy się obaj łączyć jazdę z pracą zawodową i obowiązkami rodzinnymi, więc nie jest czasem łatwo. Do tego krytyczny okres przygotowań do wyścigu przypada na naszą zimę, a pogoda nas nie rozpieszcza. Jacek dodatkowo sporo czasu spędza w podróżach i nie ma możliwości zabierać ze sobą roweru – musi kompensować to bieganiem i pływaniem.

Co będzie dla Was największym wyzwaniem na Cape Epic?

Sam wyścig to gigantyczne wyzwanie – 8 dni jazdy po górach w ekstremalnych warunkach pogodowych i terenowych. Wyjeżdżamy z polskiej zimy w środek afrykańskiego lata. Musimy się przygotować na bardzo duże różnice temperatur. Sprzęt i kolarze podczas tego wyścigu są poddawani obciążeniom, z którymi niewiele etapowych wyścigów MTB może się równać. Musimy być przygotowani na naprawy sprzętu „w polu” przy użyciu narzędzi, które ze sobą wieziemy. Na szczęście jedzie z nami kolega, który pomoże nam serwisować rowery po każdym etapie. To ogromne ułatwienie, bo na takim wyścigu tyle się dzieje, że może brakować czasu na sen i regenerację.

Dodatkowo Tomek mieszka na południu Polski, a Jacek w Warszawie. Ćwiczymy w różnych warunkach i mieliśmy niewiele okazji, aby jeździć razem. Tak naprawdę zobaczymy jak ze sobą współpracujemy dopiero na wyścigu.

10498677_10153296720468319_2982307073611629146_o

Czy stawiacie sobie za cel wynik czy raczej traktujecie start w wyścigu jako przygodę?

Mamy bardzo jasno wytyczony, a zarazem ambitny cel – jest nim ukończenie wyścigu. Wyścig jest tak wymagający, że mówienie o jakimkolwiek miejscu byłoby kuszeniem losu. Oczywiście będąc już na miejscu będziemy próbować cieszyć się każdą chwilą. Dla nas sam start będzie ukoronowaniem rocznych przygotowań, więc postaramy się po prostu dobrze się bawić. Będziemy się starali zaprezentować nasz kraj i nasz zespół najlepiej jak potrafimy.

Redakcja mtb.pl  będzie trzymać kciuki i śledzić poczynania Tomka i Jacka na Cape Epic.